Kroniki portowe, Annie Proulx

Gdy tylko usłyszałam o ponownym wydaniu tej powieści, było dla mnie jasne, że muszę ją przeczytać. Uczestnictwo w czerwcowym spotkaniu z autorką w Warszawie tylko mnie w tym przekonaniu umocniło. Miałam ogromną ochotę na surową, morską opowieść o niełatwym życiu na samotnej wyspie. A co dostałam? Na pierwszych kilkudziesięciu stronach zwalił się na mnie ogrom nieszczęść, których w swoim życiu doświadczył główny bohater powieści, Quoyle. Poznałam go jako nieudacznika, niedojdę i samotnika. Jemu zwyczajnie nic w życiu nie wychodzi: nie ma ani porządnego mieszkania, ani stałej pracy, żadnych zainteresowań i tylko jednego przyjaciela Partridge'a. A i ten niebawem zniknie, bo przeprowadzi się do Kalifornii. Pewnego dnia Quoyle poznaje Petal, egoistyczną seksoholiczkę, która po początkowej, trwającej miesiąc, euforii i fascynacji traktuje go bardzo okrutnie. Mimo to oboje zostają rodzicami Bunny i Sunshine (matka od początku niewiele się nimi zajmuje) i trwają w bardzo tokstycznym...