Córka markizy, Laurel Corona

Po śmierci matki Stanislas-Adélaïde zamiast do klasztoru trafia pod opiekuńcze skrzydła przyjaciółki matki, Julie de Bercy, w której domu dorasta w towarzystwie jej córki Delphine. Dziewczyna chętnie czyta, zadaje wiele pytań i stara się poznawać otaczający ja świat. A nie są to niestety zajęcia odpowiednie dla młodej panny na wydaniu, zwłaszcza takiej, która nie może poszczycić się wsparciem rodziny i odpowiednim posagiem. Laurel Coronie udało się, moim zdaniem, naszkicować trudną sytuację, w jakiej znajdowały się w tamtym czasie kobiety inteligentne, pragnące wiedzy i poszerzenia horyzontów. Skazane były one na przychylności i łaskawość mężów, bliższych lub dalszych krewnych, czy też tzw. towarzystwa. Nadmierna ciekawość i skłonność do zadawania zbyt wielu pytań postrzegane były jako jedne z najgorszych cech młodej panienki.
W powieści poznajemy losy Stanislas-Adélaïde w drodze do dorosłości, jej trudny proces uniezależniania się i nabrania wiary we własne pragnienia. To uniezależnianie się połączone jest w dużym stopniu z przekraczaniem granic, wprowadzaniem zmian i niezgodą na bezmyślne działanie według niejasnych społeczno-towarzyskich norm. Towarzyszymy jej w poszukiwaniach własnej tożsamości, w łamaniu utartych zasad i wreszcie w osiąganiu obranego celu. Lili pragnie wyrwać się ze świata w którym głównym zadaniem damy jest poprawne dyganie, prowadzenie jałowych konwersacji i katowanie ciała w ciasnym gorsecie. Jej celem jest nauka, podróże i zmienianie świata przez pracę naukową, Bohaterka nie jest w tym sama, u boku ma Delphine, z którą łączy ją siostrzana więź, z daleka czuwa nad nią sroga baronowa Lomont, może też liczyć na wsparcie naukowców, zwłaszcza znajomych jej matki.
Akcję powieści autorka umiejscowiła oczywiście w Paryżu i okrasiła ją sporą liczbą postaci historycznych, takich jak królowa Maria Leszczyńska, Voltaire czy Diderot.
Córka markizy miała wg. mnie spory potencjał, który niestety nie został przez autorkę wykorzystany. Mimo istotnego motywu przewodniego, jakim jest w moich oczach emancypacja kobiet, dostajemy miałką, momentami banalną i przewidywalną opowiastkę, która rozczarowała mnie swoim, zbyt lekkim, stylem. Nie chcę być niesprawiedliwa: książkę czyta się szybko i z przyjemnością (no może z wyjątkiem fragmentów pisanych przez Lili opowiastek o Świergotce), ale nie jest to lektura ambitna, która mogłaby zadowolić czytelnika oczekującego od powieści "czegoś więcej". A szkoda.
Ocena: 3+/6
Miałam podobne odczucia. Można przeczytać, jeśli nie ma się na półce książki, która wiemy, że nas nie rozczaruje.
OdpowiedzUsuń