Czas Czerwonych Gór, Petra Hůlová
Petra Hůlová studiowała w Pradze kulturoznawstwo i mongolistykę i przez jakiś czas mieszkała w Mongolii. Zapewne tym dwóm faktom zawdzięczamy powstanie Czasu Czerwonych Gór, opowieści o kobietach z mongolskiego stepu napisanej przez czeską autorkę.
Ta książka jest sagą o kobietach. Ale sagą wyjątkową, pozbawioną ckliwości, różowego futerka i tzw. "babskich spraw". Jest to opowieść o cholernie ciężkim życiu na stepie, o codzienności wypełnionej wyczerpującą pracą, troską o bezpieczeństwo i utrzymanie rodziny, codzienności pozbawionej jakichkolwiek przyjemności. Dzięki tej powieści mamy okazję zajrzeć do wnętrza garu, poznać mongolskie zwyczaje i tradycje.
Kontrastem dla stepu jest Miasto: Ułan Bator. Fascynujące, pulsujące, kolorowe i niebezpieczne dla młodej, niedoświadczonej dziewczyny ze stepu. Miasto, w którym każdy człowiek, nawet znajomy, może okazać się oszustem i wyzyskiwaczem.
I tu i tu kobiety mają trudniej: więcej odpowiedzialności, mniej praw niż mężczyźni, panowie i władcy. Patriarchalne struktury trwają w Mongolii od zawsze i nie zanosi się na zmiany. Mimo tego, to właśnie kobiety mają siłę, która pozwala im pokonywać wszelkie trudności. To one komunikują się z duchami i znają odwieczne tajemnice stepu. To wreszcie one są strażniczkami domowego ogniska i przekazywanych z pokolenia na pokolenie rodzinnych sekretów.
Kilka kobiet, kilka punktów widzenia, jedna historia. Mocna, napisana surowym językiem przepiękna powieść, która zapada w pamięć i skłania do przemyśleń. Bardzo dobra książka, po którą zdecydowanie warto sięgnąć!
Ocena: 5+/6
Ta książka jest sagą o kobietach. Ale sagą wyjątkową, pozbawioną ckliwości, różowego futerka i tzw. "babskich spraw". Jest to opowieść o cholernie ciężkim życiu na stepie, o codzienności wypełnionej wyczerpującą pracą, troską o bezpieczeństwo i utrzymanie rodziny, codzienności pozbawionej jakichkolwiek przyjemności. Dzięki tej powieści mamy okazję zajrzeć do wnętrza garu, poznać mongolskie zwyczaje i tradycje.
Kontrastem dla stepu jest Miasto: Ułan Bator. Fascynujące, pulsujące, kolorowe i niebezpieczne dla młodej, niedoświadczonej dziewczyny ze stepu. Miasto, w którym każdy człowiek, nawet znajomy, może okazać się oszustem i wyzyskiwaczem.
I tu i tu kobiety mają trudniej: więcej odpowiedzialności, mniej praw niż mężczyźni, panowie i władcy. Patriarchalne struktury trwają w Mongolii od zawsze i nie zanosi się na zmiany. Mimo tego, to właśnie kobiety mają siłę, która pozwala im pokonywać wszelkie trudności. To one komunikują się z duchami i znają odwieczne tajemnice stepu. To wreszcie one są strażniczkami domowego ogniska i przekazywanych z pokolenia na pokolenie rodzinnych sekretów.
Kilka kobiet, kilka punktów widzenia, jedna historia. Mocna, napisana surowym językiem przepiękna powieść, która zapada w pamięć i skłania do przemyśleń. Bardzo dobra książka, po którą zdecydowanie warto sięgnąć!
Ocena: 5+/6
Na pewno jest bardzo interesująca. Mongolia? Intryguje!
OdpowiedzUsuńWszystko co w ten czy inny sposób pokazuje kobiecość, ciekawi mnie niesamowicie.
OdpowiedzUsuńHůlová nie oszczędza czytelnika. Po lekturze „Czasu Czerwonych Gór” (który ma zresztą piękny czeski tytuł, nie wiem czemu zmieniony – „Paměť mojí babičce”, czyli „Pamięć mojej babci”) czułam się strasznie przewalcowana emocjonalnie i poczułam wręcz ulgę, że wyrwałam się z tego świata, mimo że książka jest doskonała. Podobnie z „Plastikowym M3” – na pierwszy rzut oka lekki, zabawny monolog praskiej prostytutki, ale niektóre opisy i sceny są po prostu wstrząsające. Przede mną jeszcze „Stacja Tajga”, ale muszę sobie Hůlovą dawkować, dla własnego zdrowia psychicznego. To rzeczywiście „mocna proza”, w każdym możliwym tego słowa znaczeniu.
OdpowiedzUsuńA na marginesie – pierwszy raz jestem u Ciebie, ale bardzo podoba mi się Twój dobór lektur. Czytasz książki, które i mnie interesują. Będę zaglądać :). Pozdrawiam!
Witam na moim blogu! Dziękuję Ci za wartościowe komentarze i cieszę się na przyszłe dyskusje o książkach!
UsuńMasz rację tytuł „Pamięć mojej babci” pasowałby lepiej do treści powieści. Cóż, tłumacze mają czasami za dużo inwencji twórczej przy przekładzie tytułów.
Pozdrawiam!