Anglicy na pokładzie, Matthew Kneale

Dokładnie miesiąc mija dziś od ostatniego wpisu na blogu - to najdłuższa przerwa, jaka mi się przydarzyła odkąd piszę o książkach. Bardzo intensywny okres w pracy sprawił, że wieczorami, przed zaśnięciem, czytałam jedynie kilka stron, a w tak zwanym międzyczasie w telefonie podczytywałam ulubione blogi. Na pisanie własnych tekstów nie miałam czasu, energii ani ochoty. Na szczęście ten szalony okres minął i choć przede mną kolejny ważny projekt do zrealizowania, to bardzo chcę wrócić do regularnego czytania i pisania :) Na początek mocno zaległa recenzja doskonałej książki, którą przeczytałam jeszcze w sierpniu (!).

Zacznę od tego, że Anglicy na pokładzie to nie tylko bardzo dobra powieść historyczna, ale i udany eksperyment translatorski. Matthew Kneale siedem lat pracował nad wielowątkową opowieścią o brytyjskim kolonialiźmie na drugim końcu świata, na Tasmanii w XIX wieku. Podszedł do tematu w sposób niezwykle ambitny: by dokładnie odzwierciedlić pogmatwaną historię i kompleksowość ówczesnej sytuacji geo-politycznej dał głos 21 narratorom i narratorkom. Polski wydawca książki, Michał Alenowicz z wydawnictwa Wiatr od morza, poszedł od krok dalej i do pracy nad książką zaprosił 21 tłumaczy i tłumaczek. Dzięki temu indywidualizm i oryginalność sposobu mówienia każdej postaci stworzone przez autora zostały dodatkowo wzmocnione podczas tłumaczenia. 

Nie sposób w kilku zdaniach streścić głównych wątków tej powieści. Nie chciałabym zresztą odbierać Wam radości z odkrywania kolejnych wykreowanych przez autora światów. Napiszę więc tylko, że powieść, która rozpoczyna się na łodzi kapitana Kewleya planowaniem szmuglu i morskich wypraw, dość szybko przekształca się w złożoną, wielowątkową opowieść o historii Tasmanii, niewolnictwie i kolonialiźmie. Historii opowiedzianej z perspektywy różnorodnych bohaterów i dzięki temu tak fascynującej. Szczegółowe opisy szalenie trudnego życia pierwszych osadników i nieludzkiego traktowania skazańców i przedstawicieli rdzennej ludności przenoszą czytelnika w czasie i przestrzeni i dostarczają mnóstwo informacji na temat tamtego okresu. Kneale nakłada nam na nos okulary i pozwala spojrzeć na rzeczywistość oczami nawiedzonego pastora, kapitana, pań i panów z wyższych sfer, pseudonaukowca, więźnia czy nadzorcy. Sporo radości podczas lektury sprawiało mi wyszukiwanie powiązań między postaciami i składanie poszczególnych fragmentów w jeden obraz.

Bardzo podobała mi się perspektywa Aborygena o imieniu Peevay, która wprowadza czytelnika w świat rdzennej ludności Australii i pokazuje brytyjską inwazję z odmiennej perspektywy. Te fragmenty charakteryzują się niezykłym podejściem do natury i fantastycznymi, pełnymi prześmiewczej ironii, opisami działań "białych knypów" i zasługują na najwyższy podziw, także pod względem translatorskim.

Powieść Kneala to miks stylów i nastrojów: zabawna, łotrzykowska relacja z rejsu przez pół świata, biograficzne wspomnienia osadników, religijne wywody, pseudonaukowe eseje czy wspomniana opowieść Aborygena to tylko niektóre z nich. Od tekstu trudno się oderwać - lektura tej powieści to naprawdę niezwykła przyjemność. Anglicy na pokładzie z pewnością zachwycą miłośników powieści historycznych i marynistycznych. Jestem jednak pewna, że tę książkę docenią wszyscy wielbiciele dobrej prozy.

BARDZO POLECAM!

Ocena: 6/6

Z okazji polskiej premiery Anglików na pokładzie autor tak mówił o swojeje powieści: 


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Instrukcja nadużycia, Alicja Urbanik-Kopeć

Chrapiący ptak. Rodzinna podróż przez stulecie biologii, Bernd Heinrich

Nowe książki