Angole, Ewa Winnicka

Pierwszą książkę Ewy Winnickiej pt. „Londyńczycy” czytałam podczas drugiego pobytu w brytyjskiej stolicy w 2012 roku. Pamiętam, że wywarła na mnie bardzo pozytywne wrażenie i wiele się wtedy z niej dowiedziałam na temat polskiego rządu emigracyjnego w Londynie oraz związanych z nim środowisk. Jak tylko usłyszałam o "Angolach" - książce poświęconej tzw. nowej polskiej emigracji, od razu wiedziałam, że muszę ją  mieć.

Wbrew tytułowi głównymi bohaterami Winnickiej są "najeźdźcy", czyli Polacy, którzy wyjechali do Anglii za pracą. To właśnie ich losy stanowią główną treść książki. Mimo to wyłaniający się z ich relacji różnorodny i wielopłaszczyznowy portret gospodarzy stanowi doskonałe uzupełnienie.
Choć nie jest to lektura przyjemna i zwraca uwagę na wiele trudnych aspektów życia z daleka od ojczyzny i rodziny, to zdecydowanie warto po nią sięgnąć.

Wydaje mi się, że za motto zawartych w "Angolach" krótkich opowieści można uznać zdanie wypowiedziane przez jedną z bohaterek: "Jeśli w Polsce nie układa się z pracą i rodziną, w innym kraju ułoży się znaczenie gorzej" (str. 117). Autorka tych słów, Monika, wie, co mówi. Jako osoba udzielająca się społecznie i pomagająca rodakom w potrzebie, widziała niejedną tragedię.
Do Anglii wyjechało ponoć ponad dwa miliony Polaków. Część z nich po pewnym czasie wróciła, inny ściągnęli najbliższych i zdecydowali zostać na Wyspach na stałe, jeszcze inni stąd właśnie wyruszyli w ostatnią drogę - liczba samobójców zwłaszcza wśród młodych mężczyzn (między 30, a 40 rokiem życia) jest wysoka.

Podczas moich pobytów w Londynie (a było ich w sumie trzy w 2011 i 2012) spotkałam wielu sympatycznych rodaków pracujących w hotelach, sklepach, restauracjach, ale także i pijanych, agresywnych rasistów, którzy obrażali ciemnoskórych współpasażerów w metrze wydzierając się po polsku bez opamiętania, czy też bezdomnych proszących przechodniów o drobne. Każda z tych spotkanych osób mogłaby stać się bohaterem książki Winnickiej.
Autorka oddaje głos emigrantom. Nie zmienia słów swoich bohaterów, nie ingeruje w stylistykę czy tok opowieści, przez co czytelnik potrzebuje kilku stron by przyzwyczaić się do żywego, czasem potocznego języka znanego raczej z knajpy czy kawiarni, a nie z książek.

Wśród rozmówców Winnickiej znalazły się osoby z wyższym wykształceniem pracujące w City, przedsiębiorcy, kobiety, które przez małżeństwo weszły do angielskiej upper middle class, sprzątaczki, robotnicy, bezdomni i wielu innych. Mnóstwo ich dzieli, a łączy w sumie tylko jedno: marzenie o lepszym życiu w Anglii i podjęta decyzja o próbie jego realizacji.

Z pewnością można zarzucić autorce szerzenie pesymistycznej wizji emigracji oraz straszenie potencjalnych kandydatów na emigranta. Ale z drugiej strony, może gdyby ludzie wcześniej myśleli nad konsekwencjami wyjazdu do obcego kraju bez znajomości języka, bez odpowiednich kwalifikacji, bez pewnego obycia w świecie, to może udało by się uniknąć wielu rozczarowań, a nawet tragedii. Uważam, że książka Winnickiej to lektura absolutnie obowiązkowa dla każdego, kto rozważa dłuższy wyjazd za granicę, nie tylko do Anglii. Czasem warto z góry zastanowić się nad konsekwencjami takiej decyzji.

Ocena: 5/6

Komentarze

  1. Odpowiedzi
    1. Jest zdecydowanie warta poznania. Zwłaszcza, jeśli interesuje Cię ten temat. Pozdrawiam!

      Usuń
  2. Czytając odniosłam wrażenie, że książka jest strasznie tendencyjna i nie pokazuje pozytywnej strony emigracji. Tak, istnieje pozytywna strona - znam wiele osób zadowolonych z wyjazdu, wtopionych w tamtejsze życie i nie szykujących powrotów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, że istnieje pozytywna strona emigracji!
      Przecież w książce zostało przedstawionych wiele osób, które odniosły sukces: są w pełni zintegrowani, płynnie znają angielski, pracują w wyuczonym zawodzie i są szczęśliwi. Mimo to mają świadomość, że życie na obczyźnie jest trudniejsze niż w kraju, zwłaszcza na początku, i mają wokół siebie rodaków, którym się nie powiodło.
      Lub zwracają uwagę na aspekty życia na Wyspach, które łatwe i przyjemne nie są, jak np. tradycyjne, elitarne szkoły z internatem czy tzw. efekt szklanego sufitu.
      Ja nie uważam, że ta książka jest tendencyjna :)
      Dziękuję Ci za komentarz - czytałam recenzję u Ciebie na blogu, więc wiem, że Tobie książka nie przypadła do gustu.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Instrukcja nadużycia, Alicja Urbanik-Kopeć

Chrapiący ptak. Rodzinna podróż przez stulecie biologii, Bernd Heinrich

Kocie oko, Margaret Atwood