Głód, Martín Caparrós

O monumentalnym reportażu Caparrósa, który do nowości już nie należy, napisano tak wiele, że nie chcę się powtarzać.
Chciałabym jedynie w kilku zdaniach podzielić się z wami refleksjami, jakie lektura tej pozycji we mnie wywołała.

Bez wątpienia jest to książka bardzo ważna, pozycja obowiązkowa dla polityków, osób piastujących wysokie stanowiska w międzynarodowych koncernach oraz dla wszystkich, którzy interesują się sytuacją polityczno-społeczną na świecie. Doceniam ogrom pracy, jaką autor włożył w zebranie materiału do książki. Caparrós pojechał do Nigru, Indii, Bangladeszu, Stanów Zjednoczonych, Argentyny, Sudanu Południowego i na Madagaskar i przeprowadził w tych krajach dziesiątki rozmów z ludźmi, którzy w mniejszym lub większym stopniu cierpią głód. Ten bezpośredni kontakt z nędzą i głodem w połączeniu z powierzanymi mu osobistymi historiami musiały emocjonalnie obciążać autora. W wyniku jego głębokiego zaangażowania powstała pozycja z kategorii non fiction pozbawiona dziennikarskiej obiektywności i dystansu.

Opisy skomplikowanych zależności między polityką, a gospodarką, fakty historyczne oraz szereg konkretnych informacji pomogły mi zrozumieć złożoność procesów, których wynikiem jest głód na świecie. Autor wiele miejsca poświęcił samej definicji głodu, podkreślając przy tym kompleksowość tego zjawiska. Najbardziej deprymujące są wnioski, do jakich dochodzi: ludzie nie cierpią głodu, bo na ziemi jest za mało jedzenia. Ludzie cierpią głód, bo to jedzenie jest niewłaściwie rozdzielane, a co gorsza rządzący danymi krajami nie mają interesu w tym, by ta sytuacja się zmieniła.

Trudno mi oceniać książkę, która opisuje tak straszliwą niesprawiedliwość społeczną, przedstawia dziesiątki ludzi pozbawionych nadziei na lepsze jutro i której lektura tak bardzo boli. Ale muszę napisać, że bardzo przeszkadzał mi moralizatorski ton Caparrósa. Jest go w ksiażce mnóstwo, a jest on, moim zdaniem, zbędny, gdyż treść mówi sama za siebie i czytelnik sam może wysnuć własne wnioski. Ale na to Caparrós nie pozostawia miejsca – ze srogą miną mówi nam, co mamy myśleć.
Jego wściekłość, bezradność i rozgoryczenie są obecne na niemalże każdej stronie i choć po części je rozumiem, bo są przecież bardzo ludzką reakcją na ogrom cierpienia, jakiego był świadkiem, to przeszkadzały mi one w odbiorze tekstu, a niektóre były zwyczajnie nie na miejscu. Taki szantaż emocjonalny osłabił siłę przekazu książki i odebrał jej miano pozycji wybitnej.
Autor śmiało wysnuwa oskarżenia, stawia odważne tezy i jest przy tym bezkompromisowy, co wydało mi się zbyt proste. Jego tematem są przecież nadzwyczaj skomplikowane procesy polityczno-gospodarcze, a zarzucanie wszystkim politykom i przedsiębiorcom świadomego skazywania na głód tysięcy ludzi, jest nie fair. Podczas lektury niejednokrotnie miałam wrażenie, że autor usilnie szuka przykładów popierających swoje oskarżycielskie tezy i jednocześnie odpuszcza poszukiwanie informacji, które mogłyby naświetlić daną sytuację z innej perspektywy. Próżno szukać w tekście rozmów z politykami, czy pracownikami wielkich, światowych koncernów.

Uważam, że gdyby usunąć z Głodu liczne powtórzenia, niezrozumiałe dla mnie podrozdziały zatytułowane „Słowa plemienia” bełkotliwie pouczające czytelnika oraz bardzo osobiste poglądy autora, to jej przesłanie stałoby się jeszcze silniejsze i bardziej precyzyjne, a treści bezpośrednio trafiłyby do czytelnika.

Mimo to jest to pozycja obowiązkowa!

Ocena: -5/6

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Instrukcja nadużycia, Alicja Urbanik-Kopeć

Chrapiący ptak. Rodzinna podróż przez stulecie biologii, Bernd Heinrich

Nowe książki