Fałszerze pieprzu. Historia rodzinna, Monika Sznajdermann

Dlatego właśnie to robię - drążę i mnożę, ściubię, nizam i wyłapuję. Z wygrzebanych fragmentów historii, z nielicznych dokumentów i jeszcze mniej licznych słów mojego ojca, ocalałego z Holokaustu, buduję opowieść. Ta książka powstała z jego milczenia. Mój ojciec należy do tych, którzy milczą. To milczenie jest ogromne, przepastne i można się w nim utopić. Dlatego zaczęłam pamiętać. Przeciw temu milczeniu, przeciw zapomnieniu, przeciw nicości, która chciałaby to wszystko pochłonąć. (str. 113)

Monika Sznajdermann podjęła się rzeczy niezwykle trudnej. W swojej bardzo osobistej książce spróbowała dokonać rodzinnego rozrachunku: ustawiła naprzeciw siebie historię rodziny swojego ojca i historię rodziny matki. Historię swojej żydowskiej i polskiej rodziny oraz losy jej członków podczas wojny. Autorka stawia przy tym mnóstwo pytań nie tylko o swoją rodzinę, ale i o pogmatwane polsko-żydowskie stosunki, zdając sobie przy tym doskonale sprawę, że na większość z nich nigdy nie uzyska odpowiedzi. 

Fałszerze pieprzu to jedna z tych głęboko poruszających, osobistych książek, o których bardzo trudno jest pisać. Sama opowieść zawiera w sobie tyle treści i emocji, że wszelki komentarz wydaje się być zbędny. Napiszę więc jedynie w kilku słowach, jak ja tę niezwykle osobistą książkę odebrałam.
Pierwsza część, o żydowskiej rodzinie ojca, przepełniona jest ciepłem i miłością. Sznajderman analizuje piękne przedwojenne, rodzinne fotografie, przytacza anegdoty i nieliczne znane jej fakty. Spomiędzy linijek przebija ogromna tęsknota i niewyobrażalny żal za nigdy nie poznaną babcią Amelią i młodszym bratem ojca, który chłopcem pozostał.
Część druga to historia polskiej, szlacheckiej rodziny, z której pochodziła matka autorki. Jest ona napisana w bardziej rzeczowym tonie, a towarzyszy jej niewypowiedziane oskarżenie o to, że jej członkowie wojnę przeżyli.Tutaj także pojawiają się liczne pytania, które dręczą Monikę Sznajdermann w obliczu jej polsko-żydowskiego dziedzictwa. Autorka nie boi się nazywać rzeczy po imieniu, pisać o polskim antysemitiźmie i wskazywać winnych, czy też współwinnych: tych, co odwracali wzrok, tych co pierwsi sięgali po "mienie pożydowskie", czy wreszcie tych, co wirowali na karuzeli, podczas gdy płonęło getto... Jej książka dla wielu może być niewygodna: narusza bowiem powłokę milczenia, drażni i niepokoi. Zmusza do refleksji i do głębszego zastanowienia nad wydarzeniami z przeszłości.

Dodatkowym, niezapomnianym walorem tej publikacji są rozliczne zdjęcia członków rodziny Moniki Sznajdermann, które pozwalają nam, czytelnikom, bliżej poznać opisywany przez autorkę świat. Opisywany z niezwykłą miłością do detali, której nie umkną ślady po sandałkach na opalonych dziecięcych stopach... A przecież i na tych pozornie nienaruszonych fotografiach pojawia się cień, choć nie jest to cień dosłowny, materialny. To cień nadchodzących czasów, bo wiemy więcej, bo znamy koniec. Dlatego one także są skażone śmiercią. W gruncie rzeczy każde zdjęcie - nawet najradośniejsze - mówi bowiem, przywołując raz jeszcza słowa Jacka Leociaka, „o śmierci dokonanej w czasie przyszłym”. Szczególnie zaś gdy było zrobione tuż przed wojną - wtedy ów cień staje się w dwójnasób mroczny i gęstnieje. (str. 55)

Bardzo polecam.

Ocena: 6/6

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Instrukcja nadużycia, Alicja Urbanik-Kopeć

Chrapiący ptak. Rodzinna podróż przez stulecie biologii, Bernd Heinrich

Nowe książki