Jedyna historia, Julian Barnes

Julian Barnes to jeden z tych autorów, którego książki cieszą się sporą popularnością wśród bookstagramerów i booktuberów. Kiedy więc padła propozycja, by w ramach naszego Klubu Miłośniczek Książek jako lekturę na luty przeczytać Jedyną historię, byłam bardzo zadowolona. Wreszcie nadarzyła się okazja, by sprawdzić, o co tyle szumu...

Głównym bohaterem i zarazem narratorem powieści jest Paul, który jako dojrzały mężczyzna, po latach, wspomina swój związek z Susan i opowiada nam, czytelnikom, swoją jedyną historię. Poznali się na kortach tenisowych: los wybrał ich na parę do debla. On: dziewiętnastoletni student spędzający letnie wakacje w domu rodziców, ona: tuż przed pięćdziesiątką, żona, matka dwóch dorosłych córek i pani domu – zaiskrzyło między nimi i stali się parą na wiele lat.

Barnes nie napisał jednak ckliwego, wyidealizowanego romansu. Wręcz przeciwnie. Jego bohaterowie targani są wieloma emocjami związanymi z miłością: niepewnością, potrzebą akceptacji, lękiem przed odrzuceniem. Jednak sama miłość i jej opisy, których doskonałe przykłady dostarcza nam literatura, wypadają u Barnesa dość blado.
Na drodze pary pojawiają się przeciwności, z którymi oboje nie potrafią sobie poradzić, choć każde jest nieporadne na swój sposób: Paul jest niedojrzały i niedoświadczony, Susan jest niesamodzielna i tkwi w sidłach własnego niezdecydowania i słabości. Z takiej mieszanki nie może wyniknąć nic dobrego...

Wydawałoby się, że to świetny materiał na powieść, a jednak nie zagrało między nami. Po bardzo obiecującym początku, w którym autor udowadnia, że doskonale posługuje się językiem, dość szybko zaczęłam się nudzić. Nie rozumiałam postępowania bohaterów, w ich związku brakowało mi prawdziwej namiętności i pasji. Po części jest to związane z formą narracji: Paul jako starszy mężczyzna wspomina swoją młodość. Często przy tym zaznacza: „nie powiem wam, jak to dokładnie było”, „nie pamiętam już”, „nie jestem pewien”, za często. Paul nie przekonał mnie, że naprawdę kochał Susan, irytowała mnie jego pasywność i niechęć do podejmowania decyzji. Denerwowała mnie płytkość opisywanych relacji: nie potrafiłam pojąć, dlaczego bohaterowie tkwią w układzie, który jest dla nich tak bardzo niekorzystny, wręcz toksyczny. Brakowało mi głębszego wglądu w psychikę postaci, która dałaby mi choć cień szansy na zrozumienie ich postępowania. Wybrana przez Barnesa zdystansowana forma opowieści niestety nie przypadła mi do gustu.

Tym, co w tej książce podobało mi się najbardziej, jest dyskretna, ale bardzo cięta i trafna krytyka brytyjskiej klasy średniej. Autor wydobywa na światło dzienne fałszywą powierzchowność swoich postaci drugo- i trzecioplanowych, i ukazuje ich życie w zakłamaniu. 

Nie porwała i nie zachwyciła mnie ta historia. Po inne książki Barnesa raczej nie sięgnę.

Ocena: 4/6


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Instrukcja nadużycia, Alicja Urbanik-Kopeć

Chrapiący ptak. Rodzinna podróż przez stulecie biologii, Bernd Heinrich

Nowe książki