Big Book Festival 2018

Już po raz trzeci wybrałam się w czerwcu do Warszawy, by wziąć udział w Big Book Festiwalu. Tegoroczna edycja odbywała się w hali wspinaczkowej pod hasłem "Ekspedycja. Zapomnij o granicach!". Tym razem niestety pogoda absolutnie nie dopisała: było zimno, wietrznie i deszczowo. A jak było w środku?

PIĄTEK
Po raz pierwszy wzięłam udział w biletowanym wydarzeniu otwarcia, czyli spektaklu multimedialnym "Mam na imię kobieta" z muzyką na na żywo. Wystąpiły w nim: Aleksandra Justa, Gabriela Muskała, Justyna Wasilewska i Julia Wyszyńska, a muzykę wykonał zespół w składzie: Matylda Damięcka, Grzegorz Śluz i Radek Łukasiewicz. Wrażenia po spektaklu mam mieszane. Podobała mi się gra aktorska i sama forma przedstawienia, mam natomiast zastrzeżenia co do treści. Całość w założeniu miała być manifestem feministycznym, a składała się głównie z banałów i oczywistości. Jeśli przekaz skierowany do publiczności festiwalu literackiego jest na tak podstawowym poziomie, to naprawdę w kwestii równouprawnienia kobiet i mężczyzn wiele jest jeszcze w Polsce do zrobienia...

SOBOTA


Sobotę rozpoczęłam od posłuchania debaty blogerek i blogerów z przedstawicielkami i przedstawicielem wydawnictw. Rozmawiano głównie o zasadach współpracy i szukano odpowiedzi na pytanie, dlaczego zebrani przy stole robią to, co robią. Ciekawie było na żywo posłuchać osób, których blogi lub vlogi znam i regularnie czytam lub oglądam.

Sam temat współpracy z wydawnictwami i zarabiania na pisaniu o książkach wywołał po festiwalu małą burzę w blogowym świecie. Dorzucę więc swoje drobniutkie trzy grosze. Moim zdaniem każdy bloger i każda blogerka jest odpowiedzialny za to co i jak robi. Ostatecznie to czytelnicy i potencjalni klienci wydawnictw sami decydują o tym, kogo słuchają i komu wierzą.
Uważam jednak, że uczciwie jest, jeśli bloger lub blogerka recenzując daną książkę wspomni, że dostał ją od wydawnictwa, lub, że w takiej czy innej formie z wydawnictwem współpracuje.

To tyle. Dalej były już tylko spotkania z pisarkami i pisarzami:

Rozmowie Renaty Kim z SIGRÍÐUR HAGALÍN BJÖRNSDÓTTIR, autorką wydanej niedawno Wyspy, przysłuchiwałam się zaledwie kilka minut. Wystarczyło to jednak, by załapać się na opowieść o elfach :)


Nastepnie wybrałam rozmowę na wietrznej i zimnej łące z ANNĄ BOLAVĄ, autorką powieści W ciemność (recenzja wkrótce).


Na zdjęciu z lewej tłumaczka, autorka w środku, a z prawej prowadząca Teresa Drozda.




Samo spotkanie zaliczam do średnio udanych. Autorka należy raczej do osób introwertycznych i myślę, że bardziej komfortowo czuje się pisząc niż mówiąc o pisaniu. Nie podobał mi się też sposób, w jaki rozmowa została poprowadzona: zadawane pytania były dość banalne i nie dotarły do sedna powieści, w kórej naprawdę chodzi o więcej niż tylko zbieranie ziół i zawożenie ich do skupu... Szkoda.


Z brytyjskim badaczem i pisarzem ZIAUDDINEM SARDAREM, autorem m.in. książki Mekka. Święte miasto rozmawiał Jerzy Haszczyński. Nie wiem, czy była to kwestia tłumaczenia, czy autor ma problemy z trzymaniem się głównego wątku, ale ciężko było mi się skupić na jego wywodzie i szczerze mówiąc niewiele z tej rozmowy zapamiętałam. Najbardziej utkwiło i w pamięci rozczarowanie wynikające z tego, że od Sardara nie dowiedziałam się niczego nowego na temat islamu, a wiele z jego wypowiedzi przypominało stereotypowie uogólnienia. Po naukowcu zajmującym się na co dzień rozwojem tej religii spodziewałam się więcej...







Pod koniec dnia najlepsze sobotnie spotkanie z ANTONIO MUÑOZ MOLINĄ poprowadził Jarosław Gugała. Interesująca, inspirująca rozmowa dwóch mądrych facetów - jak przyjemnie było jej posłuchać! Po zakończeniu spotkania, jakżeby inaczej, zdobyłam podpis na najnowszej powieści Moliny pt. Jak przemijający cień.



NIEDZIELA
Festiwalowa niedziela podobała mi się zdecydowanie bardziej niż sobota. I to nie tylko dlatego, że cieplej się ubrałam, a wszystkie wydarzenia odbywały się wewnątrz budynku.

Rewelacyjnym rozpoczęciem dnia było spotkanie pt. Nic dwa razy się nie zdarza?. Katarzyna Borowiecka rozmawiała z AGATĄ TUSZYŃSKĄ, EWĄ WINNICKĄ i MIKOŁAJEM GRYNBERGIEM o polsko-żydowskiej tożsamości, o marcu '68 i jego konsekwencjach oraz o aktualnym polskim antysemityźmie. Było mądrze, poruszająco i bardzo refleksyjnie. Dla mnie to zdecydowanie najlepszy punkt całego festiwalu. Wspaniała była też prowadząca, która kierowała rozmową stojąc nieco z boku: dawała impuls do rozmowy, ale nie odbierała gościom sceny. Wspaniale!



W drugiej tego dnia rozmowie, której tematem był system więziennictwa w Teksasie i w Polsce, trzy kobiety LINDA POLMAN, JUSTYNA KOPIŃSKA i Emilia Padoł debatowały o miłości za kratami, motywacji kobiet wychodzących za mąż za więźniów z dożywociem lub karą śmierci oraz o metodach swojej reporterskiej pracy. To była bardzo interesująca rozmowa.


Ostatnim gościem festiwalu była ANNE PROULX, z którą rozmawiała Magda Sendecka. Rozmowa dotyczyła głównie najnowszej powieści autorki pt. Drwale, ale dużo czasu obie panie poświęciły także ochronie przyrody, a w szczególności lasów na świecie oraz historii Kanady. Bardzo przyjemnie było posłuchać pisarki na żywo.


W porównaniu do dwóch poprzednich ten Big Book podobał mi się średnio. Najmilej wspominam swój pierwszy w 2016 r. któy odbywał się w Pałacu Szustra. Dopisało wtedy wszystko: lokalizacja, pogoda, świetni goście i prowadzący.
Moja główna krytyka tegorocznej edycji dotyczy lokalizacji: było ciasno i nieprzejrzyście, a organizatorzy nie uwzględnili wariantu złej pogody. Do dyspozycji gości były dwie toalety i jedno miejsce, w którym można było coś zjeść i wypić. W niedzielę, ze względu na złą pogodę, spotkania odbywały się także w tej kawiarni. Uwierzcie mi, można przeżyc spory dysonans, gdy goście dyskutują o antysemityźmie i innych poważnuch sprawach, a z kuchni dolatuje swąd smażonych schabowych....

Rozumiem potrzebę poszukiwania ciekawych, oryginalnych lokalizacji, ale moim zdaniem w tym przypadku chęć bycia fancy przyćmiła obiektywną ocenę potrzeb odwiedzających festiwal. Hala wspinaczkowa naprawdę nie jest dobrym miejscem na intelektualne rozmowy, spokojne czytanie, czy spędzenie kilku godzin na słuchaniu pisarek i pisarzy.
Żałuję także, że zawsze jednocześnie odbywa się kilka spotkań, a wszystkie stratują o tej samej godzinie. Gdyby rozpoczynały się np. co 15 - 30 minut łatwiej byłoby przemieszczać się ze spotkania na spotkanie i posłuchać innych gości choć przez kilka minut. Rozluźniłoby to także kolejki po kawę, do toalety i przy kasie festiwalowej księgarni.

Reasumując: byłam, widziałam i nadal całym sercem popieram ideę festiwalu i bardzo dziękuję za ogrom pracy włożonej w jego organizację.
Na przyszłość życzyłabym sobie uważniejszego wysłuchania potrzeb odwiedzających i wdrożenia ich pomysłów - dlatego bardzo cieszą mnie przeprowadzane ankiety i pofestiwalowe spotkania z publicznością.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Instrukcja nadużycia, Alicja Urbanik-Kopeć

Chrapiący ptak. Rodzinna podróż przez stulecie biologii, Bernd Heinrich

Kocie oko, Margaret Atwood