Tirza, Arnon Grunberg

Tirza przyciągnęła moją uwagę już samą okładką – fioletowy to mój ulubiony kolor :), a i opis na okładce wydał mi się zachęcający. Ponadto autor jest Holendrem, a ja jeszcze nigdy nie czytałam książki pisarza pochodzącego z tego kraju (a jeśli czytałam, to nieświadomie, bo tego nie pamiętam).
W ramach przygotowań do Big Book Festiwalu sięgnęłam więc po tę dość opasłą książkę, choć na samo spotkanie z autorem ostatecznie nie dotarłam.

Głównym bohaterem powieści jest Jörgen Hofmeester, a tytułowa Tirza, to jego młodsza córka, z którą aktualnie mieszka i z którą łączą go osobliwe relacje. Na pozór mężczyzna prowadzi wygodne, ustabilizowane życie: ma dom w jednej z najlepszych dzielnic Amsterdamu, dobrą pracę w wydawnictwie, żonę i dwie dorosłe córki. Szybko się jednak okazuje, że Hofmeester to mistrz pozorów i nic w jego przypadku nie jest pewne. Po kolei poznawałam fakty z jego życia i głęboko skrywane tajemnice, które sprawiały, że zaczynałam czuć do niego odrazę. Zresztą Grunberg bardzo chętnie posługuje się insynuacjami, które wywoływały we mnie uczucie obrzydzenia, na przykład pełne niedomówień i podtekstów relacje z młodszą córka, a potem z dziewczynką, z którą spędza czas w Namibii. 
Ogólnie rzecz biorąc, kiedy myślę o tej książce, to nasuwa mi się tylko jedno słowo: obrzydliwa. Nie ma w tej powieści ani pięknych uczuć, ani zdrowych relacji, jest szaleństwo, paranoja i ogromna ilość emocjonalnych szantaży. Lekkie napomknienia sugerują, że dziwne zachowanie Jörgena ma związek z jego rodzicami, którzy od dawna nie żyją. Niestety do samego końca nie wiadomo, co tak naprawdę mężczyznę ukształtowało i dlaczego robi, to co robi. Świat oglądany oczami głównego bohatera jest pełen zła, niebezpieczeństw i teorii spiskowych, a wizja zachodniego społeczeństwa wykreowana przez autora silnie odbiega od tej, którą sama mam przed oczami.

Nie przekonuje mnie taki sposób pisania powieści. Tirza to dla mnie ponad pięćset zadrukowanych stron, z których kompletnie nic nie wynika. Chyba jestem teraz w takiej czytelniczej fazie, że powieści napisane przez pisarzy, opisujące życie rodzinne i problemy osobiste z perspektywy mężczyzn w średnim wieku, kompletnie do mnie nie przemawiają i zwyczajnie mnie nudzą. Tak było z Julianem Barnesem, tak było z Knausgardem i tak też jest z Grunbergiem. Zdecydowanie wolę powieści pisane przez kobiety i chyba na takich się teraz skupię :)

Ocena: 3/6

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Instrukcja nadużycia, Alicja Urbanik-Kopeć

Chrapiący ptak. Rodzinna podróż przez stulecie biologii, Bernd Heinrich

Nowe książki