Kroniki portowe, Annie Proulx

Gdy tylko usłyszałam o ponownym wydaniu tej powieści, było dla mnie jasne, że muszę ją przeczytać.
Uczestnictwo w czerwcowym spotkaniu z autorką w Warszawie tylko mnie w tym przekonaniu umocniło. Miałam ogromną ochotę na surową, morską opowieść o niełatwym życiu na samotnej wyspie. A co dostałam?

Na pierwszych kilkudziesięciu stronach zwalił się na mnie ogrom nieszczęść, których w swoim życiu doświadczył główny bohater powieści, Quoyle.
Poznałam go jako nieudacznika, niedojdę i samotnika. Jemu zwyczajnie nic w życiu nie wychodzi: nie ma ani porządnego mieszkania, ani stałej pracy, żadnych zainteresowań i tylko jednego przyjaciela Partridge'a. A i ten niebawem zniknie, bo przeprowadzi się do Kalifornii.
Pewnego dnia Quoyle poznaje Petal, egoistyczną seksoholiczkę, która po początkowej, trwającej miesiąc, euforii i fascynacji traktuje go bardzo okrutnie. Mimo to oboje zostają rodzicami Bunny i Sunshine (matka od początku niewiele się nimi zajmuje) i trwają w bardzo tokstycznym związku przez kolejne sześć lat.
Życie Quoyl'a po raz kolejny staje na głowie, gdy jego śmiertelnie chorzy rodzice popełniają samobójstwo, a kilka dni później Petal ginie w wypadku samochodowym. Po prochy ojca przyjeżdża dawno niewidziana siostra zmarłego - Agnis Hamm. Osierocony i owdowiały Quoyle i jego ciotka decydują się na wspólną przeprowadzkę na Nową Fundlandię, skąd pochodzili ich przodkowie. „...masz szansę zacząć wszystko od nowa. Tabula rasa. Możesz, rozumiesz, zostać kim tylko chcesz, zaczynając od nowa.” (Str.46)

I tak, na stronie 47, akcja zwalnia i rozpoczyna się właściwa fundlandzka opowieść.

„Stary dom Quoyle'ów, prawie zrujnowany, na końcu świata, ze ścianami i drzwiami wygładzonymi pumeksem kamiennych żywotów zmarłych. Ciotka poczuła mocne ukłucie. Nic już nie zmusi ich do ponownego wyjazdu.”(str. 70)

Nowi mieszkańcy wyspy remontują stary, rodzinny dom położony na wychodzącym w morze cyplu. Quoyle podejmuje pracę jako dziennikarz w lokalnej gazecie o uroczej nazwie Ględźwa codzienna, dziewczynki chodzą do przedszkola, a ciotka otwiera własny warsztat rzemieślniczy. Życie wyspy i jej mieszkańców powoli wciąga całą rodzinę i pozwala poczuć im się jak w domu.
Przez kolejne miesiące Quoyle przechodzi prawdziwą metamorfozę: nabiera pewności siebie, z uporem realizuje swoje kolejne zamierzenia, zdobywa grono przyjaciół i powoli otwiera się na nową miłość. Dawno nie spotkałam bohatera literackiego, któremu tak bym w jego procesie dojrzewania kibicowała.

Kroniki portowe opowiadają o codziennym życiu małej społeczności toczącemu się powoli i bez fajerwerków, ale w zgodzie z naturą i w rytmie czterech pór roku. Są to historie prostych ludzi, których życie naznaczone jest ciężką pracą i szalejącymi wokół wyspy żywiołami. Annie Proulx kreśli dziesiątki ludzkich losów od pokoleń związanych z morzem. Swoją opowieść snuje w sposób magiczny i ze sporą dozą specyficznego humoru.

Jest to powieść, która polaryzuje: niektórzy uważają ją za nudną i źle napisaną, inni za arcydzieło, czy nawet książkę życia. Ja zdecydowanie należę do tej drugiej grupy. Uważam, że jest to dzieło literackie, którego moc leży w szczególnym, surowym klimacie i prostych historiach, z których się składa. Tę prostotę potęguje wyjątkowy język: liczne równoważniki zdań, krótkie, proste zdania na różny temat tworzące jeden akapit, oraz nowofundlandzka gwara – przyznaję, że musiałam się do tego stylu przyzwyczaić, ale jak już wpadłam w sidła Proulx, to wcale nie chciałam się z nich wydobyć – aż do ostatniej strony. Jest to przepiękna powieść o życiu w harmonii z morzem, o dojrzewaniu i o sile ludzkiej przyjaźni. WSPANIAŁA! Obowiązkowa pozycja dla fanów morskich, ziejących chłodem opowieści z północy.

Już teraz wiem, że Kroniki portowe znajdą się wśród najlepszych przeczytanych przeze mnie w tym roku książek i już trafiły do grona książek ulubionych. Bardzo serdecznie Wam polecam, a sama niebawem zamierzam obejrzeć ekranizację i sięgnąć po Drwali.

Ocena: 6/6

Spotkanie z Annie Proulx podczas tegorocznego Big Book Festiwalu w Warszawie

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Instrukcja nadużycia, Alicja Urbanik-Kopeć

Chrapiący ptak. Rodzinna podróż przez stulecie biologii, Bernd Heinrich

Ostatni kucharz chiński, Nicole Mones