Macocha, Petra Hůlová

Dotychczas przeczytałam jedną powieść tej czeskiej autorki pt. Czas czerwonych gór, która bardzo mi się podobała i głęboko zapadła mi w pamięć. Gdy pod koniec ubiegłego roku ukazała się Macocha, zapowiadana jako powieść feministyczna, wiedziałam, że muszę ją przeczytać.

Macocha to opowieść jednej bohaterki – alkoholiczki i pisarki. Jej sceną jest balkon w kamienicy i pokoje niewielkiego mieszkania, a najczęściej używane przez nią rekwizyty to papierosy, butelki i kieliszki. Za kostium zazwyczaj służy szlafrok.
Julie prowadzi niekończący się monolog, z którego dowiadujemy się, co przeżyła w dzieciństwie, jak podchodzi do swojego małżeństwa i macierzyństwa oraz co myśli o życiu. A są to głównie przemyślenia gorzkie i bolesne, przepełnione ironią i sarkazmem. Jednocześnie pełno w nich dystansu do samej siebie, poczucia humoru i zabawnych anegdot.
Z perspektywy swojego balkonu, w stanie mniejszego lub większego upojenia alkoholowego Julie czyni wiele bardzo trafnych obserwacji na temat rodziny i społeczeństwa. Jest w jej opowieści jakaś mroczna strona, poczucie winy i tęsknota za niespełnionymi marzeniami. I na pewno nie jest to monolog kobiety szczęśliwej.

Mimo iż w założeniu książka powinna mi się podobać, to nie było chemii między nami, a lektura Macochy nie była przyjemnością. W tej książce wszystkiego jest za dużo: za dużo dramatu, za dużo szaleństwa, za dużo biadolenia. Może ta książka trafiła do mnie w nieodpowiednim momencie? Może kiedyś dam jej jeszcze drugą szansę.

Jednak z pewnością jest to pozycja, na którą warto zwrócić uwagę. Na pochwałę zasługują inteligentny, żywy język, pełen dygresji i nieoczywistych skojarzeń oraz doskonałe tłumaczenie. Jest to oryginalna, kobieca proza, a takich książek ciągle u nas mało – dlatego bardzo zachęcam do lektury.

"Może sprawiam pozory ciotki bełkotki, lecz to wcale nie życie, ten milczek bez krzty zdolności pedagogicznych, tylko ja sama byłam sobie najlepszą nauczycielką. Zbierałam z ławek własne zeszyty i podkreślałam na czerwono błędy w zadaniach domowych. By później w kolejnych zeszytach robić dokładnie te same, jak to już bywa w życiu, które w moim przypadku wcale nie chyli się ku końcowi, przeciwnie, najlepsze przede mną. To, co nadejdzie, jak mówią na jesieni życia. Czyli na emeryturze." (str. 7)

Ocena: -5/6


Komentarze

  1. Ja dałam 6/6 ocenę, Macocha mnie zachwyciła po prostu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No widzisz, a do mnie nie przemówiła. Choć obiektywnie też uważam, że to dobra proza, tak jak napisłam powyżej :) Pozdrawiam!

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Instrukcja nadużycia, Alicja Urbanik-Kopeć

Chrapiący ptak. Rodzinna podróż przez stulecie biologii, Bernd Heinrich

Nowe książki